W życiu żeglarskiego turysty wcześniej (lub od razu) czy później przychodzi moment, kiedy pod „sugestiami” partnerki (zwykle) zaczyna on nieśmiało oglądać katamarany żaglowe, widząc w nich alternatywę dla czarteru jednokadłubowców, na których do tej pory spędzał rodzinne wakacje pod żaglami. Bo ten katamaran to taki duży. Na pewno będzie nam na nim wygodniej. Prawda?
Najprawdziwsza.
Część żeglarzy zarzeka się, że nigdy nie wsiądzie na to „pudło”, bo więcej wiatru potrzebuje, aby ruszyć, bo nie żegluje ostro pod wiatr, bo jak to wygląda, bo nie jest dzielny (bo niedzielny). Inni, szczególnie ci rodzinni żeglarze, od razu zaczynają do katamaranów, gdyż słyszeli o nich od znajomych lub widzieli je górujące w porcie. Taki turysta „mądry przed szkodą”.
Skąd, pomimo większych wydatków na czarter (często dodatkowo również na skippera i ew. hostessę lub/i kucharza) oraz na opłaty za mariny (zwykle 50% więcej dla tej samej długości jachtu jednokadłubowego), bierze się fenomen i rosnąca popularność na spędzanie wakacji pod żaglami na katamaranie?
Ma na to wpływ kilka czynników.
Z punktu widzenia jachtingu, co jest najważniejsze w jachcie podczas wakacji? Wygoda, przestrzeń, luksusy domowe? A może dzielność, prędkość, radość z żeglowania, wiatr we włosach, słona woda na ustach, przechyły na tyły i „takie tam…..”? To pewnie zależy również trochę od „peselu”.
Zwracam również uwagę, że tytułowa (nie)dzielność bardziej odnosi się do wakacyjnego charakteru katamaranu, a niżeli ma na celu odbieranie należnej mu dzielności morskiej, jakakolwiek by ona nie była.
Bo na katamaranie to nie przechyla i nie buja
O ile przechył rzeczywiście, nawet przy silniejszym wietrze, jest minimalny (niezauważalny i nieodczuwalny), o tyle z tym bujaniem to różnie bywa. W większości przypadków, kiedy żeglujemy przy umiarkowanym wietrze, problem większego zafalowania, a wraz z nim bujania katamaranem, nas nie dotyczy. Możemy jak cywilizowani ludzie jeść i przemieszczać się jednocześnie pod żaglami lub na silniku. Wszystkie kieliszki z drinkami, talerze po posiłku pozostają na stole (o ile hostessa ich już dawno nie uprzątnęła), a potrzebne na co dzień rzeczy takie jak olejki do opalania, kapelusze, parea, ręczniki, okulary przeciwsłoneczne… zajmują wszystkie możliwe półki w salonie, na balkonie (znaczy kokpicie) i….. nie spadają. Zawsze są na swoim miejscu.
Wszystko do czasu, gdy morze się rozfaluje do poziomu, gdy ponad połowa z nas ma już chorobę morską, no ale wtedy to przecież nie pływamy, a jak już musimy i możemy, to z wiatrem na foku lub jego części, aby zmniejszyć upiorne boczne kołysanie, zastępując go znośniejszym wzdłużnym. No właśnie, jesteśmy na wakacjach. Jak prognozy są wiatrowe (i „falowe”) to nie musimy pływać przecież i „zaliczać” kolejnych miejsc. Cieszmy się schowaną, od przeciwności natury, zatoczką lub przyjazną mariną. My, nad morzem, wypijmy wtedy za tych, co na morzu i już. Swoją drogą, ile to widzieliście katamaranów służących na rodzinnych wakacjach po Bałtyku?
Również na bojach lub kotwicach katamarany są mniej narażone na rozfalowaną powierzchnię wody. Jachtowa „wańka wstańka” to jednak długo się buja wyprowadzona ze stanu równowagi, w odróżnieniu od niwelującego zatoczkowe „bujanki” dwukadłubowego „kamperka”.
Nie trzeba chodzić góra-dół po schodkach…
Ileż to razy nie chciało ci się schodzić po schodach na dół po coś (krem, okulary, drinka), aby zaraz wracać na górę na pokład? A po drodze uderzyłeś się albo w głowę o suw-klapę (ta nad głową do zamykania jachtu), albo potknąłeś na schodach, co kończyło się co najmniej siniakiem tu i tam, a może i rozbitym szkłem (no bo TY tylko „ze szkła” pijesz przecież). Na typowym katamaranie, twój salon z kuchnią znajdują się na tym samym poziomie, co życie pokładowe w kokpicie, znaczy balkonie. Przegradzają je jedynie obszerne przeźroczyste, przesuwane drzwi balkonowe właśnie, w większości czasu otwarte na ile się tylko da. Mało tego. Coraz więcej katamaranów (np. Bali) ma podobne balkonowe wyjście z salonu na pokład dziobowy, gdzie czeka na Ciebie kolejny sun-deck i miękkie kanapy ze stoliczkiem na napoje chłodzące. Wszystko, czego potrzebujesz w ciągu dnia, masz w zasięgu ręki.
Duże te kabiny i salon
A kto nie chciałby mieć wygodnie na wakacjach? Im większy katamaran, tym więcej miejsca na pokładzie, w kokpicie, salonie i kabinach. Z wielkością katamaranu rośnie również sama liczba i wielkość kabin, co dla wielu ma kolosalne znaczenie np. gdy planują żeglować w dwie liczne „familje”. O ile dla katamaranów poniżej 50 stóp długości zwykle królują cztery 2-osobowe kabiny dla gości i max dwie „kabiny” skipperskie, to już dla tych od 50 stóp w górę możemy spodziewać się 5-6 kabin dla gości. Te dwie dodatkowe mogą nie być już takie obszerne (np. są piętrowe albo węższe) i wtedy zwykle przeznaczamy je dla jednej osoby dorosłej z ewentualną „opcją dziecka” lub pozostają one tylko jako „kids’s cabin”. Do każdej z „gościowych” kabin przypisana jest oczywiście osobna łazienka.
I nie do pomyślenia jest, aby na tarasie rufowym (kokpicie znaczy) przeciskać się pomiędzy stołem a pozostałymi gośćmi i przepraszać ich ciągle za ten dyskomfort.
Katamaranom również mniej „do twarzy” jest z tradycyjnymi trapami, czyli deskami do wychodzenia po nich na pomost. Coraz częściej będziemy więc z jachtu schodzić po sterowanych pilotami, hydraulicznych mostkach-trapach z poręczą. I one mają swoje wady, ale nie z punktu widzenia gości.
To na początek, a co jeszcze doceniają goście na katamaranie?
… obsługa naszego jachtu również ma swoje kabiny
Choćby te dziobowe z wejściem od góry, gdzie również może mieć swoją łazienkę, bo dla nas to bardzo ważne, aby zachować prywatność w każdej chwili, gdy tego potrzebujemy. Znajdujemy ją nawet na pokładzie, kiedy jedni idą na taras dziobowy, inni na rufowy, a ja mogę iść na piętro, aby się wyciszyć. To taka nasza „higiena towarzyska”. Ponadto nie lubię jak ktoś patrzy na mnie z góry w porcie, dlatego fajnie, że ten nasz statek jest taki wysoki.
… i jest się gdzie rozłożyć do opalania
Szczególnie tam, gdzie poza tarasami na rufie i dziobie, do dyspozycji mam „fly deck”, jak go nazywa skipper, czyli kolejny taras na dachu katamaranu wyłożony materacami i poduszkami do leżenia. Czasami żagle zasłaniają słońce, to skipper je chowa i płyniemy dalej na silniku. Ja go nie słyszę. I jest super.
… mam osobną kabinę prysznicową i wystarczająco ciepłej wody – to chyba normalne?
Dość tu miejsca, aby się zwyczajnie umyć i nie lać wodą po muszli od WC, umywalce. Nikt nie ogranicza mnie co do długości i ilości kąpieli, bo nasza wydajna odsalarka nadąża za zużyciem, a generator zawsze zasili bojler do ogrzania wody. Dowiedziałam się tego od skippera. Po morskich kąpielach i częstym opłukiwaniu na zewnątrz potrzebuję, aby na koniec dnia przed kolacją umyć się wygodnie w swojej łazience.
… a jak jest za gorąco, to mogę schłodzić się w klimatyzacji
Zarówno tej w salonie z panoramicznym widokiem na błękitną okolicę, jak i w kabinach w nocy i w dzień, kiedy mam ochotę na popołudniową drzemkę w zacienieniu i komfortowym chłodzie. Nasz „A/C” działa wszędzie, gdzie go potrzebujemy – w marinie „po kablu” i poza nią z generatora. Same wiatraki w kabinach i naturalna wentylacja czasami po prostu nie wystarczają.
… i skipper nie uruchamia codziennie silnika na kotwicy, uff
A to po to, aby ładować akumulatory, jak mówi. Włącza za to wyciszony generator – nasze źródło zasilania wszelakich wygód pokładowych jak wspomniałam powyżej, w tym również urządzeń kuchennych używanych przez naszego jachtowego kucharza.
….w końcu bez ograniczeń suszymy ręczniki i bieliznę
Nie dość, że dużo wolnych relingów dookoła (to ten płotek wzdłuż krawędzi jachtu), to jeszcze rozwieszamy je pomiędzy rurami w kokpicie (świetnie się wokół nich tańczy „by the way” – to taki rodzaj tańca ). Skipper nazywa to „cyganerią”, jakby się czegoś wstydził. Nie rozumiem go. A ten katamaran (czasami „karamatan” go zwę jak się „mispelnę”) to mieści wszystko, bo ciuszki suszymy również w pralko-suszarce (pranie idzie co drugi dzień), jak i na suszarce pokojowej. Na dodatek nasze duże walizki skipper chowa jeszcze gdzieś indziej, poza naszymi kabinami. Naprawdę czujemy się jak w mobilnym domu albo kamperze na wodzie, ze zmieniającymi się codziennie widokami dookoła.
… skipper podpływa bliżej do brzegu na postój
Niemal do momentu, kiedy możemy wyskoczyć do wody po szyję. Jakiś nieco spięty jest wtedy nie wiadomo czemu, a nam jest super, bo nie trzeba wtedy pływać (lub chodzić) daleko do brzegu, a my lubimy stać w pierwszej linii do plaży i to „na błękitnym”, nie na „dziadach”. Dzieciakom dużo frajdy sprawia przepływanie pod salonem pomiędzy kadłubami i wygłupianie się przez szybkę na dole (skipper nie pozwala jej otwierać – dziwny jakiś). Nawet w marinach, choć więksi, dajemy radę wpływać w „zakręcone zakątki”, bo ten nasz „karamatan” jakoś sprawnie obraca się. A jak więcej wieje, to z żaglami nawet szybciej pływamy od jachtów z jednym kadłubem. One wtedy bardziej się przechylają (oj nie wsiadłabym) i mniej tych żagli mają założonych.
… no i ten duży ponton ze sztywnym dnem i mocnym silnikiem i mnóstwem zabawek wodnych
Do tego pontonu to wszyscy możemy wejść jednocześnie, bez ryzyka nabrania wody np. na ewentualnej fali i popłynąć nim na kolację. Dzieci są zachwycone możliwością ciągania ich na kole, nartach wodnych lub wake’u. Nasi mężczyźni nie przeklinają, że ciężki, bo nie muszą wciągać go na pokład i przykręcać silnika za każdym razem. Zresztą skipper to robi. Nasz katamaranowy „powerfull 20HP dinghy” w pełnej gotowości podwieszony jest na rufowych wysięgnikach. W przepastnych schowkach (skipper na nie mówi – bakisty, czy jakoś tak) przechowywane są również: koło i kanapa do ciągania oraz subway. Przy burtach czekają SUPy i kajaki do zabawy, również dla dorosłych. Dzięki temu również przy wyprawie na plaże możemy użyć wielu środków transportu, nie tylko dinghy, choć ja korzystam tylko z niego. Lubię suchą stopą zejść na piasek. You know.
Czy wolę mono czy kata?
Pływając na wakacyjnych akwenach, z biegiem lat i po wielu rejsach z naszymi gośćmi, coraz lepiej rozumiem ich potrzeby. Poza tym sam coraz bardziej doceniam wypracowaną latami, wielokadłubową (są i trimarany), poszerzoną strefę komfortu. Co innego jak „pchałbym się” w cięższe warunki na morzu. Wtedy trudno odmówić dzielnej przewagi „monokokom”.
Częściowo w rozmowie sam ze sobą,
Tomasz Bednarczyk
Więcej inspiracji:
Manewrówka na katamaranie – tutaj>>
Przeczytaj na naszym blogu jak szybko przygoda pod żaglami naszej klientki „Cioci Kasi” ewoluowała z jachtu jednokadłubowego do katamaranów – tutaj>>
Tomasz Bednarczyk oprowadza po katamaranie Lagoon 50. Zobacz film – tutaj>>
Jak mogą wyglądać wakacje z pokładu katamaranu? Zobacz film – tutaj>>