Posłuchaj tego bloga na Spotify – Nie rzucamy słów na wiatr

Już od kilku lat byłem namawiany przez wspólnika na zorganizowanie ekipy do udziału w ARC (ang. Atlantic Rally for Cruisers), czyli corocznym „rajdzie” wszelakich jachtów, szumnie zwanym regatami, który zwykle przyciągał około 250 jednostek (liczba ograniczana dalej ze względów organizacyjnych). Jak zawsze chodziło tam o podniesienie bezpieczeństwa załóg przeprowadzających jachty na zimowy sezon z Europy (start najczęściej z Las Palmas na Gran Canaria) na Karaiby (meta zwykle w Rodney Bay na St. Lucia).
W nagonce spraw, ofert i ich realizacji zawsze brakowało na to czasu, a tak naprawdę chyba większej motywacji.

Aż w końcu przyszedł rok 2020 i motywacja sama przyszła wraz z nim. Jeszcze na początku marca kiedy wracałem z Brytyjskich Wysp Dziewiczych (Karaiby) żadne znaki na niebie i Ziemi, nie wskazywały, że dzisiaj 15 listopada będę w maseczce pisać z samolotu lecącego do Lizbony i dalej po przesiadce do Las Palmas, aby wziąć udział w ARC 2020 !!!

Ale po kolei. W marcu jak zwykle u nas dużo pracy – sprzedawanie ostatnich miejsc wiosny, odprawianie pierwszych uczestników w sezonie na nasze rejsy, szkolenia i czartery na Bałtyku oraz Morzu Śródziemnym…

A tu jak grom z nieba – totalny, rządowy lock-down. Wśród masakry powodowanej odwoływaniem, przenoszeniem imprez, zwrotami wpłat uczestnikom, życiem nadzieją, że może w kwietniu, a potem maju uda się coś zorganizować, nagle okazało się, że przy dodatkowo niepewnej przyszłości, poza frustrującą, wręcz beznadziejną sytuacją, nic ciekawego nie mamy do roboty i do zaoferowania.

„No to może ARC 2020 w listopadzie?” – wrócił z propozycją Paweł. „Przecież i tak nic innego ciekawego nie masz do roboty. A może dzięki tej właśnie robocie odstresujesz się.” Jak to, w covidowym, pandemicznym roku? Właśnie teraz? Pomyślałem why knot. A właśnie, że tak, na pohybel pandemii. Koronawirus? Nie damy mu się zamknąć. Przecież na odległą jesień niektórzy żeglarze będą „wyposzczeni” od niepływania. Przygotowując potem jeszcze inne propozycje, znaleźliśmy jeszcze jeden argument „za” – przecież wypoczynek na jachcie będzie w tym roku jedną z bezpieczniejszych form spędzania wolnego czasu z dala od ludzi i potencjalnych ognisk zakażeń.

Jeszcze w marcu zacząłem rozglądać się za jachtem. Założenie było takie, aby po prostu bezpiecznie i wygodnie przepłynąć, a nie walczyć o jak najwyższe miejsce w „karbonowym pocisku”. Padło więc na katamaran – początkowo był to Lagoon 46, ale stanęło na Lagoon 50. Po czym nieśmiało w kwietniu rozpocząłem rekrutację na zasadzie „a co mi zależy”. I tak rzeczywiście nudzić się zacząłem w tym wyczekiwaniu niepewnego sezonu. Wtedy listopad był terminem wyjątkowo-kosmicznie odległym.

Odzew był niesamowity. Ostatecznie w krótkim czasie niespełna miesiąca załoga na Lagoon 50 była już w zasadzie skompletowana, a ja rozochocony zacząłem szukać kolejnych jachtów, bo ze trzy-cztery załogi jeszcze bym włożył na jachty przy takiej liczbie oczekujących na propozycję. Jedni chcieli ponownie katamaran, a inni jakieś większe mono. Szukałem w Polsce i za granicą. Niestety albo ceny za czarter były zaporowe (w tym za „karbonowe pociski” od 60ft długości w górę), albo jachty za małe. Z drugiej strony wiele komercyjnych jachtów pozostało tym razem na zimę w Europie. Ich właściciele nie widzieli w tym dziwnym roku biznesu dla nich na Karaibach. Ostatecznie przez kilka miesięcy mielenia ofert, żadna nie była na tyle atrakcyjna, aby coś z tego wyszło. Po drodze było jeszcze kilka zmian w załodze na Lagoon 50 (m.in. zrezygnował Paweł), ale było z kogo dobierać, aż wykształcił się twardy, odsiany i zdecydowany „elektorat”.

W październiku z jednej strony sprawy nabierały realnego kształtu, bo organizatorzy ARC nie odwoływali imprezy, a z drugiej strony wizja wyjazdu oddalała się wraz z rosnącą jesienną falą zakażeń. Kasa zapłacona w całości, czas zarezerwowany, a my w rozterce. Coraz regularniej zaczęły też do mnie spływać organizacyjne newslettery informujące o „final countdown” (nie „lock-down”) i ruszających inspekcjach jachtów – na razie na odległość, oraz o obostrzeniach nie tyle na Kanarach, ale na St. Lucia i co nieco na Martynice. A w naszych głowach rodziły się już różne scenariusze, w których przy konieczności odbycia kwarantanny na Martynice po wejściu na St. Lucia, ostatecznie nie dopłyniemy do St. Lucia, a bezpośrednio na Martynikę. W kolejnej opcji na Martynice zameldujemy się dopiero po minięciu mety w Rodney Bay na St. Lucia, o ile wpłynięcie na wody terytorialne St. Lucia nie będzie uznawane jako wizyta w tym kraju w sensie przyszłej kwarantanny na Martynice.

W międzyczasie zabezpieczyłem na zimę w Warszawie nasze jachty. „Tango Boże” i Corsiva zostały wyslipowane i zabezpieczone na zimę.  A ponieważ ostatnie chorwackie „Kojoty” i „Katowania Kata” w ostatniej chwili nie wypaliły (jakby nieszczęść było mało w 2020), to zdążyłem jeszcze poszkolić na Zegrzu i w Porcie Czerniakowskim w Warszawie, a także wziąć udział w ostatnich w tym roku, organizowanych przez nas egzaminach na stopnie żeglarskie i motorowodne. Na dodatek w październiku przygotowaliśmy niemal całą ofertę na wiosnę 2021. W szczycie pandemii tym razem na nudę nie narzekałem, również dzięki temu, że lock-down nie następował jakoś.

Nieuchronnie przyszedł początek listopada. Cmentarze na pierwszego zamknięte i wizja ścisłej narodowej kwarantanny przy dziennych zdiagnozowanych grubo ponad 20 tys. dziennie stawała się bardzo realna. Kupować bilety lotnicze do Las Palmas, czy nie kupować? Nie – wytrzymać do ostatniej chwili, albo działać „z zaskoczenia”, czyli czekać na ogłoszenie lock-down’u i „uciec” przed nim z Polski na dzień przed wprowadzeniem go w życie.
Wszelkie inne wydatki również przesunąłem na jak najpóźniej się dało, a w tym: ubezpieczenie kaucji jachtu, doładowanie telefonu satelitarnego, opłacenie konta na portalu do komunikacji satelitarnej, zakup AIS MOBów oraz odbiornika inReach. Za to wszystko, podobnie jak za bilet lotniczy zapłaciłem na 3 dni przed wylotem do Las Palmas. Również niemal w ostatniej chwili dołączyli do nas Richard z Anglii i Stefano z Włoch, wypełniając luki po „uciekinierach last minute”.

„Gentleman’sko” umówiliśmy się również w załodze, że dla wzajemnego poszanowania i możliwie maksymalnego ograniczenia ryzyka zakażenia, zaraz przed wylotem każdy z nas zrobi sobie test na obecność koronawirusa SARC-CoV-2, co niniejszym dopełniliśmy. Z systemu samokontroli wyłamali się jedynie Richard, który był już w drodze na jacht, oraz Andrzej – wcześniej oddelegowany przez armatora do przygotowania i przekazania nam jachtu do ARC 2020. Wyniki wszystkich przebadanych wyszły pozytywnie „negatywne” – uff.

Weekend wyjazdowy był dla mnie bardzo pracowity, bo nie dość, że z powodu wyczekiwania przesunąłem wszelakie zakupy na ostatnią chwilę, to jeszcze nawarstwiło się to z konfiguracjami i zakładaniem kont niezbędnych do zapewnienia komunikacji satelitarnej z jachtem.

I oto nastał 15 listopada 2020. Większość załogi poleciała z Krakowa i Warszawy Lufthansą z popołudniowym przylotem na miejsce (pewnie już czekają z kolacją), a ja z Jarkiem lecimy z Warszawy portugalskim TAPem z przesiadką w Lizbonie. Jeszcze rano dopinałem torbę podróżną i nadrabiałem męskie obowiązki domowe – napraw, przyklej, zrób coś z tym w końcu.

Zanim oddamy cumy to jeszcze kilka niewiadomych przed nami jak na przykład to, że na 19 i 20 listopada mamy zaplanowane obowiązkowe testy PCR w Las Palmas, które narzucił organizator ARC 2020 z uwagą, że choć jeden z nas będzie zakażony, to cała załoga nie bierze udziału w ARC !?!. No i komunikację satelitarną trzeba zestawić i przetestować jeszcze. Ponad to, musimy pozytywnie przejść weryfikację techniczną wyposażenia jachtu z punktu widzenia bezpieczeństwa, co skrupulatnie sprawdzane będzie przez organizatorów ARC 2020 przed wypłynięciem, a więc przed 22 listopada.

Niepewność w odważnych sercach pozostaje więc, ale już od dzisiaj będziemy je wspólnie ogrzewać, bo w końcu wszyscy zobaczymy się na pokładzie.
cdn…

Tomasz Bednarczyk
skipper Lagoon 50 „Blue Bird”

Ty też możesz popłynąć w ARC. Więcej informacji znajdziesz tutaj>>
Inne blogi z ARC znajdziesz tutaj>>

Pro-Skippers Group Sp. z o.o.

ul. Płochocińska 140 A
03-044 Warszawa

+48 22 243 09 00
info@pro-skippers.com

www.pro-skippers.com