Listopad-grudzień 2023
Krzysztof Kolumb odkrywa Kubę w 1492, a ja dopiero w 2023. Moje „odkrycia” podzieliłem na dwie części lądowe i jedną morską. Tu skupię się na drugiej lądowej.
Pozostałe możesz przeczytać tutaj:
Kuba – La Habana – cz. 1 – Śladami Fidelów i Lanskich
Kuba – od Cayo do Cayo
Odwiedzone i opisane przeze mnie główne miejscowości i miejsca z lądu oraz z morza pokazałem na mapie tutaj>>
Nie samą Havaną człowiek żyje, choć trzeba przyznać, że to kwintesencja Kuby.
Raz wybraliśmy się na 1 dniową wycieczkę, podczas której największe wrażenie wywarły na mnie Valle de Viñales oraz Mural de la Prehistoria.
Valle de Viñales
To już historyczna dolina uprawy tytoniu położona w górach Sierra de los Órganos w okolicach miasteczka Viñales w prowincji Pinar del Río. Kiedy spoglądasz z góry na tę pradawną dolinę, to masz wrażenie, jakby za chwilę miał na ciebie z niej ruszyć dinozaur. Zatrzymana w czasie dziewiczo hipnotyzująca, urodzajna. Nie bez przyczyny w 1999 roku ten krajobraz kulturowy został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Mural de la Prehistoria
To zaszyty w górach jeden z największych na Świecie murali na wolnym powietrzu o wysokości 80 metrów i szerokości 120 metrów, prezentujący życie pierwszych mieszkańców Kuby. Z polecenia Fidela Castro, siłą około 20 osób, mural powstawał w latach 1960-1964. Naprawdę robi wrażenie. Możecie podejść pod samą skałę, obyście z uwielbienia farby nie lizali.
Cueva del Indio
Odkryty w 1920 roku przez rolnika Juana Díaz, stanowi jeden z większych systemów jaskiń na Kubie.
Częściowo elektrycznie doświetloną indiańską jaskinię z archeologicznymi pozostałościami kubańskich porządków, przemierzaliśmy pieszo i łodzią. Łącznie około 1 kilometr. Więcej nie udostępniono do zwiedzania. Zanim weszliśmy do jaskini, zajęły nas nieco indiańskie klimaty, a po wyjściu z łodzi, otoczyły nas butikowe „pamiątkarnie”.
Varadero
Jeżeli szukasz na Kubie hotelu, miasteczka „All inclusive”, to dobrze trafiłeś. Takich podobnych „All inclusive” jest na Świecie jednak wiele, więc jeżeli nie zamierzasz nawet wyjrzeć przez mur, to równie dobrze możesz coś takiego bliżej swojego miejsca zamieszkania znaleźć.
Varadero to inny Świat, oaza oderwana od rzeczywistości kubańskiej, żyjąca swoim wakacyjnym rytmem. Wdzięczni za super okazję Kubańczycy tu pracują, a nie wypoczywają. Goście przybywają głównie z zagranicy.
Człowiek spowodował, że Varadero jest również i fizycznie oderwane od Kuby. Za sprawą przekopanych kanałów, stało się bowiem wyspą (nie półwyspem), którą z matką Kubą spajają dwa mosty.
Gro hoteli zlokalizowanych jest po północnej stronie „półwyspu” od otwartego morza (z widokiem na Florydę – psst). Plaże przedzielone są polami golfowymi i skalistymi nabrzeżami. My akurat zatrzymaliśmy się na 3 noce w hotelu Meliá Varadero.
Nocleg w pokoju standard dla jednej osoby „All Inclusive” (pełne „ożarcie” i „odrinkowanie”) kosztował 110 EUR. Całkiem sympatycznie było – plaża, baseny, bary, restauracje, wieczorami Pani na pianinie pieje…. Tylko co tu robić dłużej jak 3 doby? Może wziąć ślub z weselem? A może zbudować tratwę i kurs na Florydę, a może na Bahamy?
Znudzeni stacjonarnym „All inclusive” goście mogą skorzystać z „hop on & off” double-decker autobusów typu „Varadero Beach Tour” lub „Panorama Bus Tour”, kursujących z wyznaczonych przystanków co około 0,5h. Za jedynie 5 EUR (lub 5 USD) będą wozić Cię (dowolny z nich na tym samym bilecie) cały dzień po całym półwyspie (czyli wyspie). Na początku wyspy Varadero znajduje się miasteczko Varadero, do którego ciągną tymi autobusami masy hotelowych turystów, łaknących pamiątek, barów i restauracji. Po wschodniej stronie Varadero znajduje się większa marina z kompleksem hotelowym Meliá Marina Varadero.
Podczas ewentualnego nagrywania lub fotkowania na górnym piętrze, uważajcie na pobliskie drzewa. Mi nieopatrznie figlarna gałąź zerwała iPhona ze sticka. Szczęśliwie wylądował na górnym decku zamiast poza nim.
Jedną z atrakcji jest również delfinarium. Jak masz szczęście i dodatkowo będziesz tam w momencie, kiedy nie ma pokazu (najlepiej rano) to „bestie” podpłyną do Ciebie od strony ulicy i nawet pogadają z tobą sam na sam. Wejście na 1-godzinny pokaz kosztuje 20 EUR, a dodatkowe atrakcje jak w прейскурант poniżej.
Trynidad
Na wjeździe do Trynidadu książkowo zaliczyliśmy „golarnię” w stylu „all you can eat”, gdzie za 20 EUR od osoby jesz ile chcesz. Aby poczuć się mniej „ogolonym”, domówicie jeszcze lobstera i lody z owocami w cenie. Na nasz stół poleciały również napoje, piwo i Santa Cola wedle potrzeb. Ta ostatnia jest lepsza od Tucola. Jednak obie z Guany. Łącznie za 10 osób (pożywił się również kierowca przy nas) zapłaciliśmy 250 EUR. Grubo jak na kubańskie standardy.
Jednakże sam Trynidad okazał się bardzo urokliwym miasteczkiem (powiedzmy, jego odnowiona odsłona) na długim zboczu, który w swej górnej części zgromadził zabytkowe, odnowione kościoły i kamienice.
W XVIII wieku rozkwitał dzięki handlowi cukrem. Dzisiaj podtrzymywany jest ekonomicznie dzięki turystom. W 1988 roku jego kolonialna starówka została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Nad wszystkim góruje hotel i apartamenty, z których rozpościera się widok na miasto i…. morze. Podobnie jak w Havanie, w sąsiedztwie reprezentacyjnego rynku zamieszkują również ci najbiedniejsi. O ile jeszcze przy centrum i jego odnogach drogi są brukowe, to w biednej dzielnicy dróg jakby nie ma. Domostwa stoją przy wydeptanych ścieżkach, często między naturalnymi kamieniami. Z kanalizacją też różnie bywa. Woda (bez zapachów) dobrze spływa po nachylonych ulicach.
Zjeść coś „na mieście” jest prawie niemożliwością, natomiast można kupić wiele pamiątek.
Nocleg w apartamentach IDA kosztował nas 12,5 EUR od osoby, niezależnie od tego, czy w pokoju śpią dwie osoby, czy jedna. Skromne, ale zadbane miejsce z podstawowymi „wygodami”. Z ulicy przechodzi się obok pomieszczeń gospodarzy, aby dojść do zadbanego (wysprzątane, wymalowane), udekorowanego podwórka. Jego centralną część stanowi wiata do wspólnego wypoczynku i posilania się, o ile uda się wam coś kupić „na mieście. Pamiętam, że bułka na dwa duże sandwich’e kosztowała nas 100 pesos, no ale wyprawa po jajka zakończyła się już niepowodzeniem.
Z Trynidadu wyskoczyliśmy jeszcze delikatnie na wschód w kierunku na Valle De Los Ingenios
Przede wszystkim można tu podziwiać przepiękną przyrodę, ale również i architekturę w tym „niewolniczą”, czego przykładem jest 45 metrowa dzwonnica Manaca Iznaga, zbudowana w 1750 roku celem kontroli niewolników na pobliskich polach trzciny cukrowej. My podziwialiśmy stąd raczej widoki. Zanim jednak dojdziecie do samej dzwonnicy, kusić was będą owocami, obrusami, koszulami i niewybrednymi pamiątkami.
Obok wieży można też wejść do tego, co zostało odrestaurowane po byłej posiadłości plantatora Alejo Maria Iznaga y Borrell (i już wiemy skąd nazwa miejsca).
Podążając wybrzeżem wzdłuż Zatoki Świń z naszego jachtu w Cinfuegos w kierunku Havany na ostatni kubański nocleg, nie omieszkaliśmy zatrzymać się po drodze jeszcze w dwóch miejscach…no na lunch’yk pomiędzy nimi.
CuevaDeLosPecesCave of fishes
Na samym brzegu trafiliśmy akurat na wycieczkę zdominowaną przez leżakujące Rosjanki.
To tu zaczyna się podwodna jaskinia, prowadząca do czystego oczka schowanego około 300 metrów od wybrzeża. Owe oczko było krystaliczne. Niektórzy się w nim kąpali. Sympatyczne miejsce na krótki „pit-stop” i tak właśnie go potraktowaliśmy.
Pomni „trynidadzkiego golenia”, tym razem sami, choć przypadkowo, wybraliśmy miejsce na lunch’yk.
Padło na puste Tiki Bahia de Cochinos
I to był dobry wybór w okolicach 15-20 EUR na osobę. Choć jak przystało na Zatokę Świń, to świni nie było, ale było wszystko inne i widok na przystań i na Zatokę Świń. Cała, wdzięczna za wizytę rodzina nas obsługiwała.
Criadero de Cocodrilos
To ładnie utrzymany rozległy, atrakcyjny park zwierząt, głównie gadów, którego największą atrakcją są wielkie krokodyle. Można je podziwiać nieco z góry przez siatkę albo z podwyższonego pomostu. Nieruchome, wpatrujące się z Was posągowe bestie budzą respekt. Jeżeli chcecie trochę rozruszać to na pozór leniwe towarzystwo, na miejscu możecie wykupić sobie pakiecik ochłapku mięska na wędeczce i „pomerdać” przed ich noskami z wyższego pomostu. Niby to leniwie, a jednak w wyrafinowany sposób będą pełzły do „ochłapka”, aby w niespodziewanym momencie kłapnąć szczęką, aż echo poniesie po parku. I „ochłapka” zwykle już nie ma, a wy kupujecie następny. Po kolejnym i kolejnym nabierzecie wprawy w uciekaniu „ochłapkiem” przed „zębistą” szczęką. Liczba chybionych kłapnięć rośnie, a czas zabawy za jeden pakiecik, ku uciesze gapiów, wydłuża się. Jak Wam będzie mało, to możecie jeszcze popływać łodzią po krokodylowych mokradłach.
Na koniec tej części zostawiam jeszcze praktyczny skrót
Rezerwacja hoteli:
https://www.ibercuba.com/en/
Asystenci naszej lądowej wyprawy:
Piotr: +53 5 4610809 – organizacja wycieczek na Kubie
Oskar: +48 789 701 868 – zakwaterowanie na Kubie
Załączam również dość szczegółowe zestawienie naszych kosztów:
20231125-1212_Kuba_kalkulacja_realnych_kosztow
Na tym kończę moją lądową, kubańską sagę. Aż się nieco zgrzałem od tego pisania…
Zapraszam również do czytania pozostałych części „Sagi o Kubie”:
Kuba – La Habana – cz. 1 – Śladami Fidelów i Lanskich
Kuba, od Cayo do Cayo – cz. 3 – wkrótce