O tym, jakie są sposoby radzenia sobie z chorobą morską, pisaliśmy już jakiś czas temu. Możecie znaleźć tam wiele wskazówek i pomysłów, które złagodzą jej przebieg (aby przeczytać, przejdź tutaj >>). Poważny problem pojawia się wtedy, kiedy już nic nie pomaga, a choroba sama nie przechodzi. Duża częstotliwość wymiotów i zwracanie przyjętych pokarmów czy płynów niemal od razu bardzo szybko doprowadza do odwodnienia organizmu. Może to mieć tragiczne skutki nawet w sytuacji przebywania na lądzie, ale będąc na morzu, kiedy do najbliższego portu jest daleko, sprawa zaczyna być dużo poważniejsza.
Każdy, kto pływał po królestwie Neptuna, doświadczył choroby morskiej na własnej skórze lub zauważył ją u któregoś z członków załogi. Jak wiadomo, może ona przebiegać różnie. Niektórzy odczuwają łagodne dolegliwości, są też tacy, którzy po jednej wyprawie całkowicie rezygnują z kolejnych rejsów, właśnie ze względu na cierpienia podczas bujania. Z naszego doświadczenia wiemy, że takich osób jest całkiem sporo, ale spotykamy też żeglarzy, którzy chociaż bardzo ciężko znoszą chorobę morską, nie wyobrażają sobie rezygnacji z morskich wypraw. My sobie nie wyobrażamy… 😊
Zaprzyjaźniony z nami wilk(czek) morski – Piotr Klimczak – podesłał swoją relację z jednego z Pro-czarterów wokół Wysp Kanaryjskich.
„Wypłynęliśmy z Pasito Blanco i na zachód. Pierwsza strefa akceleracji za Gran Canarią i pierwsze rzygania. Fale odbite od wysp fundują nam naprawdę wyboistą żeglugę – kiwa nieregularnie we wszystkich kierunkach. Potem spoko, a dalej znowu strefa przy Teneryfie: rzygają, choć mniej. Idziemy spać z Marysią, wachci Radek ze swoją ekipą (Benio + Gaba). Wstajemy rankiem mijając Gomerę od płd.-zach., znowu akceleracja, czyli kipiel i przechyły – Marysia nic nie je, tylko rzyga. Podejmujemy decyzję o awaryjnym postoju na zachodnim wybrzeżu La Palmy, ale to nie Chorwacja, nie ma marin co kilka mil, a odległości między wyspami są takie, jak szerokość Adriatyku – zajmuje nam dobrych kilka godzin, zanim doskakujemy do Tazacorte, jedynego portu na zachodnim wybrzeżu La Palmy. Marysia kiepsko, co wypije, to zwróci. Słania się na nogach, więc za sterem też nie stanie.
Zacumowaliśmy w marinie, stan zaczął się POZORNIE poprawiać, żywsza jest, choć dalej co wypije, to zwróci. Pełen wątpliwości dzwonię do matki-lekarki i słyszę:
– Weź ją na emergency i zadzwoń stamtąd.
– Ale mamo, już jest lepiej, nie kołysze….
– To się nie skończy samo. Emergency i wtedy zadzwoń.Wołam taksę do mariny, czekamy kwadrans i jedziemy. I wtedy się dopiero zaczyna:
Z przerażeniem widzę, że zaczyna jej opadać prawy kącik ust i prawa powieka. Rozpoczyna się paraliż mięśni mimicznych. Chwilę później skarży się na brak czucia w stopach, potem w rękach, a dłonie i przedramiona wykrzywiają skurcze, pojawiają się pierwsze drgawki. Brak potasu – neuroprzewodnictwo wysiada. Pamiętam, że dalej są zaburzenia rytmu serca z migotaniem komór włącznie. Jest przytomna, ale ledwo. Dojeżdżamy na pogotowie, pakuję ją na wózek, sanitariusz przejmuje stery, a mnie – jak na filmie – wypraszają z sali.
Zanim zaczęła odzyskiwać kolorki, poszło pięć półlitrowych kroplówek. Dwa i pół litra płynu – dożylnie. Wolę nie myśleć, co by było, gdybyśmy dopadli do portu później…”
Jakie są objawy odwodnienia?
Odwodnienie to stan, w którym na skutek utraty znacznej ilości wody dochodzi do zaburzenia równowagi wodno-elektrolitowej organizmu. Nasze ciała składają się przede wszystkim z wody i nawet jej jednoprocentowy ubytek daje o sobie znać. Nieleczone odwodnienie może doprowadzić do bardzo poważnych powikłań – niewydolności nerek, zaburzeń pracy serca, napadów drgawkowych, niekontrolowanego spadku ciśnienia krwi, śpiączki oraz zaburzeń świadomości, a nawet do zgonu. Odwodnienie negatywnie wpływa na regulację temperatury w organizmie człowieka, dlatego może towarzyszyć mu wysoka gorączka.
Pierwsze objawy odwodnienia to:
- silne pragnienie,
- spadek masy ciała,
- suchość w ustach,
- suchość skóry i błon śluzowych,
- ból głowy,
- zawroty głowy,
- nudności,
- wydalanie niewielkich ilości moczu (diureza),
- występujące naprzemienne pobudzenie i otępienie,
- tachykardia (przyspieszenie akcji serca),
- przyspieszony oddech,
- utrata elastyczności skóry,
- osłabienie lub nawet wycieńczenie.
W ostatnich stadiach odwodnienia dochodzi do zaburzeń świadomości, niemożności mówienia, drgawek, delirium, utraty przytomności i w końcu do śmierci.
Co zrobić na jachcie, jeśli dochodzi do odwodnienia organizmu?
Przede wszystkim trzeba robić wszystko, aby do tego nie dopuścić. Należy więc spożywać jak największą ilość płynów (najlepiej wodę z elektrolitami, lub – jeśli ich nie mamy – wodę z solą i cukrem) i kontrolować stan zdrowia swój i załogi. Kiedy pojawiają się objawy odwodnienia, pomoże podłączenie kroplówki – niestety przeważnie nie mamy w załodze lekarza, który mógłby zadziałać czy ocenić stan chorego. Jeśli widzimy, że dochodzi do odwodnienia, najlepiej jak najszybciej płynąć do portu i tam szukać pomocy u jednostek medycznych. W wielu przypadkach odwodnienie jest już tak duże, że potrzebna jest nagła hospitalizacja.
Będąc na otwartym morzu, kiedy do portu mamy kilka godzin, a nawet dni żeglugi, a stan chorego robi się coraz gorszy, powinniśmy wezwać pomoc. Lepiej nie ryzykować życia załogi. Możemy to zrobić za pomocą radia lub sygnalizacji – my polecamy kontaktować się przez radio. W takiej sytuacji, po konsultacji z lekarzem, może zostać wysłana do nas jednostka pływająca lub helikopter. Jest to bardzo kosztowna akcja, dlatego sugerujemy wcześniejsze zatroszczenie się o ubezpieczenie kosztów leczenia.