Na ostatnim rejsie Kojotów mieliśmy przyjemność gościć na jachcie niezwykłą osobę, która pojawiła się tam zupełnie przypadkiem. Maciej – jeden z załogantów – pokazał nam, że chęci do działania mogą stać na równi z doświadczeniem, bo gdy czegoś tak naprawdę się chce, to nie ma rzeczy niemożliwych. Widać sam też chyba potrzebował sobie o tym przypomnieć i nabrać “świeżego” wiatru w swoje życiowe żagle. Jak dobrze, że to się udało!
A może to wcale nie był przypadek…?
Cześć Maćku, zdążyłeś już ochłonąć po Rejsie Kojotów? Słyszałam, że było intensywnie…
Cześć, tak zdążyłem ochłonąć i dojść do siebie, chociaż muszę przyznać, że wróciłem do domu bardziej zmęczony niż wypoczęty. Jak dla Szczeniaka ;), który odbył pierwszy rejs 499 mil w 102 godz., okazało się to dość wyczerpujące. Faktycznie było intensywnie Trogir-Wenecja-Chioggia-Ravenna-Ankona-Trogir, no ale w końcu popłynąłem z wilkami morskimi i pod banderą Pro-skippers (Pro nie jest tu tylko w nazwie) z kapitanem Tomaszem Bednarczykiem, któremu spojrzawszy w oczy przy pierwszym kontakcie, wiedziałem, że mogę zaufać.
Opowiedz mi, jak to się stało, że trafiłeś na pokład Rejsu Kojotów?
To był totalny spontan. Dwa dni przed rejsem zadzwoniłem w zupełnie innej sprawie do swojego serdecznego przyjaciela Mirosława. Zupełnie przypadkowo w trakcie rozmowy wyszła inicjatywa od Mira czy nie chciałbym popłynąć w rejs i po krótkim namyśle zdecydowałem się płynąć.
Czyli to była szybka decyzja, a takie są zazwyczaj najlepsze.
Miałeś już jakieś doświadczenie żeglarskie czy rejs z Kojotami to Twoje pierwsze zetknięcie się z jachtem, morzem, wachtami itp.?
Zdecydowanie im więcej człowiek myśli, tym gorzej;)
Nigdy wcześniej nie pływałem. To było moje pierwsze zderzenie z jachtem, morzem i regułami panującymi podczas takiego rejsu. W zasadzie pierwszy raz tak naprawdę poczułem, że morze to niesamowity, ale też nieobliczalny żywioł. W związku z tym dobra organizacja życia na jachcie to podstawa. W trakcie rejsu to wachty wyznaczały nam rytm dnia, dzięki czemu każdy wiedział, co ma robić. Żeglarstwo zdecydowanie uczy odpowiedzialności nie tylko za siebie, ale przede wszystkim za innych.
Jakie było Twoje pierwsze wrażenie, gdy stanąłeś na pokładzie jachtu?
Na pewno ciekawość i czy dam radę? Poza tym przyznam Ci się szczerze, że trochę się tym stresowałem, dlatego też mało pamiętam ten moment.
Czemu i czym się stresowałeś?
Jak czegoś nie wiem, nie znam, to jestem ostrożny. Jak już „poliże i posmakuje”, poddam wewnętrznej analizie, to akceptuję i płynę dalej. Tak mam przez całe życie od dziecka.
Czego się najbardziej obawiałeś?
Chyba najbardziej tego, że nie mam zielonego pojęcia o żeglowaniu. Bo jak prowadzić dyskusje z ludźmi na pokładzie na temat żeglowania, skoro nigdy się tego nie robiło i jak żeglować nie mając zielonego pojęcia na ten temat?
A jak relacje z załogą? Znałeś co prawda Mirka, ale reszta załogi była dla Ciebie zupełnie obca. Jak to jest dzielić tak małą przestrzeń z ludźmi, których widzisz pierwszy raz na oczy?
Kiedyś byłem bardziej otwarty, ale wiesz jak to jest. Życie różnie nas doświadcza. Faktycznie to był dla mnie “challenge” znowu stanąć obok ludzi, których nie znam i którym trzeba zaufać.
A jak patrzysz na to z perspektywy czasu, to Twoje obawy były słuszne? Z tego, co słyszałam, świetnie sobie radziłeś! – mimo braku żeglarskiego doświadczenia.
Całe szczęście moje obawy były zbędne, okazuje się, że nawet na jachcie, na ten krótki czas trwania rejsu można stworzyć przyjazną i rodzinną atmosferę. Wdzięczny jestem, że mogłem być jej małą częścią. Spotkałem kapitalnych ludzi, od których można było wiele się nauczyć. Przeżyłem przygodę życia. Życie jest piękne, żeglowanie też, a strach ma tylko duże oczy…
Jak wygląda dzień na jachcie?
Dzień na jachcie wygląda różnie w zależności od tego, czy ma się wachtę, czy nie. Stoi się w porcie czy żegluje. W przypadku kiedy ma się wachtę kambuzową, jest się odpowiedzialnym za przygotowanie posiłków dla całej załogi, a przy wachcie nawigacyjnej odpowiada się za sterowanie jachtem. Zarówno w jednym, jak i drugim przypadku jest co robić, ale bez przesady, jest też czas na przyjemności. Jak było słońce, to było zimne piwko i opalanie, ogólnie mówiąc chillout. Gorzej jest przy złej pogodzie. Jak był silny wiatr i deszcz, to było dokarmianie dorsza, zimno i mało przyjemnie.
Czyli poznałeś uroki choroby morskiej? Niektórych to zniechęca do żeglowania, a jak jest u Ciebie?
No pain no game, no risk no fun, no haft no jacht – takie skojarzenie mi przyszło do głowy. Przyznam szczerze, że jest to najgorsza sprawa w całym żeglowaniu, ale do zaakceptowania. Nie wiem, może inaczej bym na to spojrzał, gdyby cały rejs wyglądał w ten sposób, ale na całe szczęście był to tylko jeden dzień.
Wiesz, to rzeczywiście różnie bywa. Tak jak mówisz, trzeba to zaakceptować, przetrwać, a potem już jest fajnie.
W tydzień pokonaliście naprawdę imponujący dystans. Udało Wam się po drodze postawić nogę gdzieś na lądzie i pozwiedzać trochę okolicę?
Tak jak wspomniałem na początku naszej rozmowy, zawitaliśmy do czterech portów. Pierwsze niezapomniane przeżycie to zejście na ląd w Wenecji po półtora dnia żeglowania. Godzina 5:30 wschód słońca i spacer z Adamem i Mateuszem na plac Świętego Marka. Po południu kawka z Mirem i Tomaszem w kawiarence – to są chwile, które właśnie człowiek zapamiętuje. Drugi port Chioggia – odkrycie naszego skippera – tak zwana „mała Wenecja”, chociaż pogoda nie dopisała, to i tak co poniektórzy – w tym ja – poszli zwiedzać miasto. Spacer był udany i zakończony przepyszną pizzą frutti di mare wraz z czerwonym winem w doborowym towarzystwie. Kolejny port Ravenna, tak zwane miasto mozaiki, zwiedzaliśmy tam Mauzoleum Galli Placydii z V w.n.e., grób Dantego. Robi to wszystko na człowieku wrażenie. Ostatni port to Ankona, bardzo urokliwe miasteczko, do którego zapewne nigdy ekstra bym nie pojechał, a tak miałem okazje je zobaczyć.
A skoro jesteśmy już przy tych lepszych stronach żeglowania, to co tak najbardziej Cię urzekło? Co było tym twoim WOW?
Wiem, że zabrzmi to dość dziwnie z ust faceta, ale stojąc na dziobie jachtu, czując powiew wiatru, słysząc szum fal i widząc samo morze dookoła, poczułem się niczym Rose z Titanica. Wolność, szczęście, spokój ducha. Dla takich chwil warto żyć.
Coś mi mówi, że to był Twój pierwszy, ale nie ostatni rejs?
Mam nadzieje że faktycznie tak będzie i nie poprzestanę na jednym rejsie, ale zacznę swoją morską przygodę.
Czy ten rejs coś zmienił w Twoim życiu? Pokazał nowe perspektywy?
Zdecydowanie TAK, potrzebowałem tego bardziej, niż sądziłem. Wiesz, jak się upada, ciężko jest się podnieść. Dzięki temu rejsowi po raz kolejny udowodniłem sobie, że warto znosić wszelki trud dla osiągnięcia celu. Każdy z nas toczy swoje wewnętrzne i zewnętrzne walki. Raz się wygrywa, raz przegrywa, ale wciąż wierzę, że wszystko ma sens, zarówno te dobre, jak i te tak zwane złe rzeczy- jedne cieszą, drugie uczą. Zawsze twierdziłem, że w życiu najważniejsza jest miłość, wolność i prawda i powiedziałem sobie, że cokolwiek się nie wydarzy w moim życiu, nie zmienię swojego zdania. Ten rejs pozwolił mi wrócić po raz kolejny na właściwą ścieżkę.
Co zapamiętasz na zawsze z tego rejsu?
Jak nie nabawię się Alzheimera;), to na pewno nie zapomnę Mirkowi tego, że zaproponował mi ten rejs. Cieszę się, że mogłem popłynąć razem z tak świetną załogą. Pozdrawiam Was serdecznie, począwszy od skippera Tomasza, poprzez swoją wachtę: Marka, Zbyszka i Adama, jak i pozostałą część załogi: Janusza, Dominika, Kacpra, Mateusza i Michała.
Patrząc z perspektywy czasu, to najgorsze było dokarmianie dorsza i chrapanie Mira;) Nigdy nie lubiłem też loży szyderców, bez której się nie obeszło, ale i to jakoś wytrzymałem!:) Pozostała część to same pozytywy. Płynięcie na samych żaglach z prędkością 10 węzłów, cumowanie, poważne zadanie ochrony jachtu i fale przy wietrze powyżej 30 węzłów…
Mając za sobą już to doświadczenie związane z pierwszym rejsem, co powiedziałbyś osobie, która się waha, może obawia?
Przede wszystkim jak nie spróbujesz, to się nie przekonasz, i że naprawdę nie ma się czego obawiać. Jak ja dałem radę, to Ty też możesz. Życie jest jedno, trzeba żyć, póki się żyje, a w życiu piękne są przecież chwile, i taką chwilą jest rejs na jachcie.
Masz już jakieś plany?
W chwili obecnej jeszcze nie, ale tak jak wspomniałem mam nadzieję, że wszystko przede mną.
Tego Ci życzę! I niech tego wiatru starczy Ci na długo!
Bardzo Ci dziękuję za tę szczerą rozmowę.
Kolejny Kapitański Rejs Kojotów już jesienią 2023